O krakowskim rzemiośle #12: pracownia modniarska Marii Lipki

Dobre praktyki
23.03.2024

Ulica Floriańska, będąca częścią Drogi Królewskiej, kryje w sobie wiele wyjątkowych miejsc. Jednym z nich jest pracownia modniarska Marii Lipki. 83-letnia modystka od ponad sześćdziesięciu lat prowadzi sklep, w którym można zakupić gustowne kapelusze, kaszkiety i czapki. Wcześniej, kiedy zdrowie na to jeszcze pozwalało, tworzyła nakrycia głowy własnoręcznie. Nosili je artyści, politycy, profesorowie, krakowska inteligencja i bohema. Jak przyznaje rzemieślniczka, modniarstwo jest tym, co kocha i będzie robić, dopóki starczy jej sił. Dodaje przy tym, że na co dzień odwiedzają ją cudowni klienci, a sama ma ogromne szczęście do ludzi. Przed kilkoma dniami odwiedziliśmy Panią Marię. W niewielkiej pracowni przy ul. Floriańskiej 24 rozmawialiśmy „O krakowskim rzemiośle”.

Profesor „od kapeluszy”, czyli o początkach

Pani Maria urodziła się w 1941 roku. Swoją przygodę z modniarstwem rozpoczęła dość wcześnie, jeszcze w trakcie nauki w technikum handlowym. Jeden z profesorów zaproponował jej pracę w pracowni kapeluszy, którą prowadził razem z żoną przy ul. Floriańskiej 49.

– To był bardzo dobry człowiek. W domu było nas trochę więcej, chciałam zarobić, więc naturalnie przystałam na tę propozycję. To była świetna decyzja. Kapelusze sprzedawały się wtedy bardzo dobrze. Chodziły w nich panie, chodzili panowie. Zostałam w tej pracowni przez 8 lat. W międzyczasie zdałam egzaminy czeladnicze, a później mistrzowskie w zawodzie modystki – wspomina Pani Maria.

Jeszcze przed trzydziestymi urodzinami, w 1969 roku, rzemieślniczka podjęła decyzję o otwarciu własnego salonu. W tamtych czasach otrzymanie lokalu nie było łatwym zadaniem. Tak się jednak złożyło, że wujek Pani Marii zamykał wówczas swój zakład szklarski, znajdujący się przy ul. św. Filipa 2. Krewny zdecydował się więc odstąpić rzemieślniczce pracownię, w której mogła rozpocząć własny biznes.

– Na Filipa mieliśmy naprawdę piękny lokal. Nie był nazbyt duży, ale rozsądnie go zagospodarowaliśmy. Świetnie nam się pracowało. Mając wszystkie egzaminy rzemieślnicze, mogłam uczyć inne dziewczęta. To było dobre rozwiązanie – uczennice zyskiwały doświadczenie, a ja za każdą przyuczoną osobę dostawałam zapłatę. Wtedy w Krakowie było naprawdę wielu rzemieślników. Właściwie na każdej ulicy były też salony modniarskie. Ale i zapotrzebowanie na kapelusze było o wiele większe, a same produkty dużo tańsze – przyznaje modystka.

Dwumiesięczna emerytura, czyli o sile pasji

W lokalu przy ul. Filipa 2 rzemieślniczka prowadziła pracownię przez ponad 30 lat. Zajmowała się w niej nie tylko tworzeniem nowych, eleganckich kapeluszy, kaszkietów i nakryć głowy, ale też renowacją i naprawą tych, które przynosili do niej klienci. To trudna praca, wymagająca cierpliwości, precyzji i zdolnych rąk.

– Teraz już te ręce nie są tak sprawne jak wcześniej. Od czasu do czasu jeszcze coś zrobię, ale skupiłam się przede wszystkim na sprzedaży. Klienci kupią u mnie polskie, ręcznie robione produkty, zawsze najwyższej jakości – zauważa rzemieślniczka.

Po wielu latach pracy Pani Maria zdecydowała się przejść na emeryturę. Jej miłość i pasja do modniarstwa była jednak na tyle silna, że wytrzymała na niej zaledwie dwa miesiące. Wróciła więc do zawodu, otwierając pracownię przy ul. Floriańskiej 24, gdzie wcześniej swój zakład prowadził jej siostrzeniec.

– Tu mam bardzo niewielki lokal, ale zawsze z bogatym, dobrym asortymentem. Klienci lubią to miejsce i przyznają, że jest bardzo przytulne. Ze względu na wiek, a mam już 83 lata, w pracy pomaga mi wnuczka. Mimo to, bez względu na pogodę i samopoczucie, staram się tu codziennie przychodzić Na Floriańskiej jesteśmy już blisko 20 lat. – przyznaje Pani Maria.

Kolejka aż do bramy, czyli o niespodziewanej sławie

W trakcie pandemii salon Pani Marii znalazł się w trudnej sytuacji. Przychodziło niewielu klientów, a koszty prowadzenia pracowni nie należą do najniższych. Wnuczka rzemieślniczki postanowiła zamieścić ogłoszenie w mediach społecznościowych, w którym przedstawiła babcię Marię i poprosiła o wsparcie jej biznesu.

– Odzew był niesamowity. Kiedy przyszłam do salonu na drugi dzień, kolejka ciągnęła się przez kilkadziesiąt metrów aż do bramy wejściowej. Ze względu na obostrzenia przyjmowałam klientów pojedynczo. Wszyscy cierpliwie czekali aż nadejdzie ich kolej. Później ten rozgłos był jeszcze większy. Nigdy nie myślałam, że w wieku 80 lat przyjdzie mi udzielać wywiadów prasie czy w telewizji. Byłam z tego bardzo dumna – wspomina Pani Maria.

W skromnej pracowni rzemieślniczki można zakupić m.in. kapelusze, kaszkiety, meloniki, cylindry, kanotiery, ale też dodatki, jak np. rękawiczki. Pani Maria potrafi dopasować nakrycie głowy do poszczególnych klientów tuż po tym, jak przekroczą próg jej salonu.

– To moje hobby. Nawet w tramwaju zwracam uwagę na ludzi w kapeluszach. Jak ktoś przychodzi kupić u mnie nakrycie głowy, to daje mu tyle czasu na przymiarki, ile potrzebuje. Choćby miała to być godzina, klient musi wyjść zadowolony. To on jest na pierwszym miejscu. Jeszcze mi się nie przytrafiło, żeby ktoś coś kupił, a potem chciał zwrócić albo wymienić – zauważa modystka.

Z miłości do ludzi i modniarstwa, czyli o codzienności

Przez 55 lat prowadzenia własnej pracowni Panią Marię odwiedziły tysiące klientów. Wśród nich krakowscy artyści, inteligencja, profesorowie uniwersytetów i politycy. Ci ostatni, jak przyznaje rzemieślniczka, byli już ministrowie, zaglądają najczęściej w drodze z Zakopanego – i kupują, czy potrzebują kapelusza, czy nie.

– Moi klienci to wspaniali ludzie. Zawsze z nimi porozmawiam, pożartuję. Ktoś kiedyś przyszedł i zapytał, jak ja to robię, że tak dobrze sprzedaję. Odpowiedziałam, że nic wyjątkowego. Klienta trzeba po prostu ładnie obsłużyć i wszystko jest w porządku. Nie tak, jak często jest teraz w sklepach – sprzedać czy coś jest ładne, czy brzydkie, ale sprzedać. Ja mam zupełnie inne podejście.

Pani Maria zapewnia, że będzie prowadziła sklep dopóki starczy jej sił. Nie narzeka na ruch, codziennie odwiedzają ją zarówno starzy, jak i nowy klienci. Przychodzą też wycieczki, które chcą poznać słynną „Babcię Marię od kapeluszy”. To goście pracowni dają rzemieślniczce siłę do dalszej pracy.

– Robię to, co kocham, i postaram się robić to jak najdłużej. Mam przy tym ogromne szczęście do ludzi. Mój mąż, który zmarł w ubiegłym roku, powiedział pod koniec, że był zadowolony ze swojego życia. Ja mogę powiedzieć to samo… choć jeszcze nigdzie się nie wybieram.

Zainteresowanych zakupem polskich, ręcznie robionych kapeluszy, kaszkietów oraz innych okryć głowy zachęcamy do odwiedzenia pracowni modniarskiej Marii Lipki, która znajduje się w bramie przy ul. Floriańskiej 24 lub kontaktu telefonicznego – 12 429 41 05. Odsyłamy również na Facebooka pracowni.

Na koniec chcielibyśmy podziękować Pani Marii – za serdeczne przyjęcie, miłą rozmowę i prezentację rzemiosła. Było nam bardzo miło u Pani gościć.