Pożar archiwum: są pierwsze zarzuty prokuratorskie 

Aktualności
07.03.2023

6 lutego minęły dwa lata od wybuchu pożaru nowoczesnego archiwum miejskiego przy ul. Na Załęczu 2, oddanego do użytku zaledwie 3 lata wcześniej. Ogień pochłonął prawie wszystkie ze zgromadzonych tam 20 kilometrów akt. Jak czytamy w Wikipedii, to szacunkowo 150-200 mln dokumentów. Śledztwo w sprawie „umyślnego sprowadzenia zdarzenia w postaci pożaru zagrażającego mieniu w wielkich rozmiarach” prokuratura wszczęła jeszcze przed ugaszeniem pożaru. Po dwóch latach postawiono pierwsze zarzuty. 

Dwóch pracowników Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego, strażak oraz rzeczoznawca, który opiniował zabezpieczenia budynku, usłyszeli zarzuty popełnienia „przestępstw przeciw dokumentom”, czyli poświadczenia nieprawdy bądź podrabiania dokumentacji, za co grozi do 5 lat pozbawienia wolności. Zarzuty dotyczą lat 2017-2018, czyli końcówki budowy archiwum (rozpoczęto ją w 2016 roku, a pozwolenie na budowę wydano końcem 2008 roku) i dopuszczenia go do użytkowania. Postępowanie trwa, mogą więc być ko- lejne zatrzymania. Wszystko jednak wskazuje na to, że nie wszyscy winni zostaną pociągnięci do odpowiedzialności. Z ustaleń dziennikarzy RMF FM wynika, że zarzuty dotyczące nieprawidłowości sprzed 2017 roku już się przedawniły. Opinia biegłych, na której bazują śledczy, miała być pierwotnie gotowa do końca 2021 roku, finalnie trafiła do prokuratury niemal rok później. Została utajniona. 

W numerze z września 2022 roku, w artykule „Miejskie archiwum musiało spłonąć?” przytoczyliśmy ustalenia dziennikarskiego śledztwa red. Marka Balawajdera (RMF FM), które za rzetelne uznał sam Magistrat. Nieprawidłowości miały dotyczyć m.in. regałów – było ich za dużo, ustawione były ciasno i pod sam sufit, miały napęd elektryczny zamiast planowanego ręcznego. To ostatnie wymagało zmian w instalacji elektrycznej – a zwarcie instalacji było jedną z hipotetycznych przyczyn pożaru. Kluczowe jednak były urządzenia gaśnicze – niewłaściwe i nieprawidłowo zamontowane, często zaledwie kilkanaście centymetrów od akt. Z ustaleń red. Balawajdera wynika, że to właśnie one mogły spowodować pożar. Do tematu z pewnością wrócimy w kolejnych numerach.