Rozbić szklany sufit

Aktualności
13.04.2021

O tym, co by było, gdyby został prezydentem Krakowa, z Łukaszem Gibałą, liderem stowarzyszenia i klubu radnych „Kraków dla Mieszkańców” rozmawia Renata Ropska.

Słyszałam ostatnio na przystanku rozmowę. Mama pytała się synka czy wie, kto jest prezydentem Krakowa. I ten chłopiec, na oko dziesięciolatek, odpowiedział: „Gibara”. „Nie Gibara, tylko Gibała, i nie Gibała, tylko Majchrowski”, odpowiedziała mu mama. Może chłopczyk czytał sondaże?

Dziesięciolatek, czwarta klasa – no tak, mógł już czytać (śmiech).

Może nie w pełni zrozumiał, że to sondaż, ale faktem jest, że w ostatnim z nich to Pan jest na pierwszym miejscu, z 36% poparciem. Druga jest kandydatka PiS-u. Urzędujący prezydent nie wchodzi nawet do drugiej tury! Gazety nazywały ten sondaż „sensacyjnym”, ale w gruncie rzeczy to po prostu kolejny etap – od kilku lat w tych sondażach systematycznie pnie się Pan w górę.

Jak się Pani domyśla, nie jestem przeciw takiemu rozwojowi wypadków.

Powiedzmy, że zostanie Pan prezydentem. Ten chłopczyk z przystanku będzie wtedy już w szóstej klasie. Co się zmieni w jego życiu, jeśli jego pomyłka okaże się prorocza? Jeśli to Pan jest następnym prezydentem Krakowa?

Mam taki plan, żeby skupiać się na codzienności mieszkańców. Czy na tym przystanku, z którego ten chłopiec jeździ do szkoły, jest ławka i zadaszenie? Bo teraz często, zwłaszcza na obrzeżach Krakowa, tego nie ma i ludzie stoją na deszczu i jeszcze ich obryzgują samochody, wjeżdżające w kałuże. Czy rodzice tego chłopca płacą co rok więcej za wodę i śmieci? Zadbam, żeby już tak nie było. Jak daleko ten chłopiec ma do najbliższego parku albo chociażby skwerku, na którym może bezpiecznie pojeździć na rolkach czy na rowerze? Czy, jeśli urodzi mu się siostra albo brat, dostaną miejsce w żłobku i przedszkolu? Czy za oknem ich mieszkania będzie dalej drzewo, czy wybudują blok, który zasłoni im dostęp do światła? To będą dla mnie najważniejsze sprawy.

Wyobrażam sobie, że urzędnicy, którzy czytają Pana słowa, zadają sobie pytanie o swoją przyszłość. W końcu nie raz było tak, że przychodzi nowy burmistrz czy prezydent i wymienia cały urząd.

Jeśli ktoś pozaciągał długi polityczne u kilkuset kolesiów, to mogło tak być. Ja jestem w innej sytuacji – nie zaciągałem i nie zamierzam zaciągać takich długów.

Czyli nie planuje Pan zwolnień?

Wie Pani, ja rzeczywiście uważam, że prezydent Majchrowski źle zarządza miastem i wielu ludzi na najwyższych stanowiskach w urzędzie razem z nim stawia swój interes ponad tym, co dobre dla mieszkańców.

Czyli jednak będą zwolnienia.

Przypomina mi się taka historia, którą opowiadał mi ostatnio znajomy. Jego dzieci chodziły do szkoły, w której był fatalny dyrektor i bardzo przeciętni nauczyciele. Znajomy zastanawiał się, czy dzieci z tej szkoły nie zabrać. W końcu z powodu jakichś machlojek tego dyrektora usunięto i jego miejsce zajęła jedna z nauczycielek. I szkoła się absolutnie zmieniła! Ci nauczyciele, którym nie chciało się przychodzić do pracy, nagle rozkwitli. „Moja pani chyba zaczęła mnie lubić” – powiedział swojemu tacie syn. Nie tłamszeni przez szefa zaczęli skupiać się na uczniach, a nie na tym, jak bardzo im się nie chce wstawać do roboty.

Czy dobrze rozumiem, że Pan mówi urzędnikom, że zmiana szefa nie oznacza zmiany pracowników?

Więcej – że zmiana złego kierownictwa dla dobrze pracujących urzędników może oznaczać, że to, co teraz wydawało się niemożliwe, stanie się możliwe. Że ktoś zacznie pytać ich o pomysły, uwzględniać je. Że będą mieli możliwości awansu, których nie ma, kiedy nad ich głowami jest szklany sufit, bo wysokie stanowiska są zarezerwowane dla zamkniętej grupy znajomych wiadomo kogo.

A co z pracownikami najwyższych szczebli?

Myślę, że wiele zmian na najwyższych stanowiskach jest nieuchronnych. Ale nie wszystkie. Od wielu lat prowadzimy Pogotowie Obywatelskie: przychodzą do nas mieszkańcy, często bezradni wobec bezduszności urzędniczej machiny. Bywa, że nie da się załatwić najprostszej sprawy. Ale są też urzędnicy, także ci wysokiego szczebla, którzy szukają rozwiązania, a nie problemu. Już dziś patrzymy z uwagą na to, kto chce pomóc ludziom, a kto chce im rzucać kłody pod nogi. No bo w sumie to wszystko ma być dla mieszkańców, prawda? Nawet jeśli niektórzy trochę o tym zapomnieli.

Rozmawiała Renata Ropska.